Michigan,  Podróże

Upper Peninsula

Lower & Upper Peninsulas      

Po naszym przyjeździe do Auburn Hills i urządzeniu się na miejscu, od razu wybraliśmy się do „Motor City”. Szybko odkryliśmy najbliższe okolice i kilka większych miast w pobliżu. Potem planując dłuższe wycieczki skupiliśmy się na miejscach w innych stanach. Po kilku tygodniach znajomi z pracy zaczęli pytać co już widzieliśmy w Michigan i kiedy jedziemy na północ. Odpowiedziałem, że zwiedziliśmy Detroit, a o Kanadzie na razie nie myślimy 🙂 Ze śmiechem wytłumaczyli mi, że dla miejscowych określenie „Up North” nie oznacza Kanady tylko górny półwysep. Zacząłem studiować mapy Google i zdałem sobie sprawę, że Lower Peninsula w której mieszkamy to tylko część stanu. Jedną trzecią powierzchni zajmuje drugi półwysep – Upper Peninsula. Jak mówili znajomi jeśli chcemy uznać stan za „zaliczony” to obowiązkowo musimy pojechać na górny półwysep, który jest zupełnie inny i zmieni perspektywę z jakiej patrzymy na Michigan.

No to w drogę!

Plan udało się zrealizować pod koniec sierpnia. Wyjechaliśmy z Auburn Hills w piątek po południu. Droga do miejscowości w której mieliśmy nocować to około 5h. Dwa półwyspy nie są ze sobą naturalnie połączone. Aby przejechać na Upper Peninsula należy skorzystać z mostu Mackinac, który jest jednym z nielicznych płatnych odcinków drogowych w stanie (opłata za przejazd samochodem wynosi 4$). Jest to konstrukcja, która przebiega nad kanałem łączącym jeziora Huron i Michigan i robi niesamowite wrażenie. Długość mostu to imponujące 8 km. Dla porównania chyba najbardziej znany most Golden Gate w San Francisco ma tylko 2.7 km. Z mostu rozpościera się przepiękny widok na jeziora i linię nadbrzeżną obu półwyspów, który niestety ciężko uchwycić na zdjęciach z jadącego samochodu.

Trout Lake

Kilka mil za mostem zjechaliśmy z autostrady w lokalną drogę. Poruszając się nową trasą zaczęliśmy dostrzegać zmiany w porównaniu do okolicy w której mieszkamy. W przeciwieństwie do mocno zabudowanego i zatłoczonego przedmieścia Detroit, tutaj z obu stron jezdni rósł gęsty las. Czasem przez kilkadziesiąt minut nie mijał nas żaden samochód. Dystanse między terenami zamieszkałymi przez ludzi znacznie się zwiększyły. Nieliczne miasteczka po drodze wyglądały jakby czas się w nich zatrzymał. Stare drewniane budynki w których mieściły się sklepy, zapuszczone stacje benzynowe, nieliczne domy.

Na nocleg wybraliśmy motel w miejscowości Trout Lake mieszczący się w historycznym budynku z 1912 roku (https://www.birchlodge.com/). Lokalizacja okazała się strzałem w dziesiątkę, ponieważ budynek położony jest w malowniczym miejscu w lesie, nad samym brzegiem jeziora. Cisza i spokój przerywana jest jedynie co kilka godzin odgłosem przejeżdżającego w okolicy pociągu. Pierwszy wieczór spędziliśmy siedząc na werandzie, spacerując nad brzegiem jeziora, zachwycając się magicznym zachodem słońca i ładując akumulatory przed intensywnym kolejnym dniem.

Dalej na północ…

 W sobotę z samego rana wyruszyliśmy dalej na północny-zachód, a naszym celem było zobaczenie Pictured Rocks i Lake Superior. Na nawigacji ustawiłem adres Chapel Basin Parking Lot. Jechaliśmy około 2 godzin, ostatnie kilkanaście minut szutrową drogą w lesie i gdyby nie to, że znajomi opisali nam jak wygląda dojazd na miejsce, pewnie pomyślelibyśmy że GPS wywiódł nas w pole. Na miejscu byliśmy o 8 rano, niewielki parking był już pełny więc podążyliśmy za przykładem innych i ustawiliśmy samochód z jednej strony drogi dojazdowej. Z zapasem jedzenia i picia w plecaku wyruszyliśmy pieszo przez las w kierunku Chapel Rock.

Od początku wędrówki było widać, że znajdujemy się w miejscu w którym człowiek jest gościem. Poza wydeptaną ścieżką niewiele wskazywało na ludzką ingerencję. Nawet zwalone drzewa leżały tak jak się przewróciły pod wpływem wiatru lub ze starości, a jedynie fragmenty tarasujące szlak były usuwane przez pracowników parku. Co kilka minut pod nogami przebiegały nam małe gryzonie, które wyglądem przypominały wiewiórki z bajek „Chip i Dale”. Od czasu do czasu w nieco dalszej odległości można było dostrzec sarny i jelenie.

Pictured Rocks, Lake Superior

Szliśmy już nieco ponad godzinę mijając po drodze małe, zagubione w lesie jeziora i strumyk. W końcu drzewa zaczęły się przerzedzać, a szum wody stawał się coraz głośniejszy. Wreszcie dotarliśmy nad Jezioro Górne (Lake Superior), które jest największym i jednocześnie najczystszym z Wielkich Jezior. Jest też największym pod względem powierzchni jeziorem słodkowodnym na świecie. Ze względu na swoje rozmiary występują na nim zjawiska typowe dla mórz (fale, sztormy). Na dnie jeziora znajduje się kilkaset wraków statków, które można teraz oglądać pływając po jeziorze łodziami ze szklanym dnem lub na kajakach.

W chwili dotarcia do jeziora na naszych ustach pojawił się uśmiech, który nie schodził przez kolejne dwie godziny spaceru wzdłuż linii brzegowej. Widok był nieziemski. Kolor wody jeziora zmieniał się zaczynając od złotego w pobliżu piaszczystych plaż, przechodząc w turkusowy nad skalistym dnem aż po błękit sięgający po horyzont. Co kawałek zatrzymywaliśmy się podziwiając krajobraz lub żeby zrobić zdjęcie kolejnej malowniczej zatoczki. Czas płynął a my nie czuliśmy zmęczenia.

Tahquamenon Falls

Na parking wróciliśmy w wyśmienitych humorach i dopiero w samochodzie zauważyliśmy, że cały spacer zajął nam niemal 6 godzin. Wracając do Trout Lake zatrzymaliśmy się jeszcze na obiad w lokalnej restauracji o nazwie Bear Trap. Wnętrze przypominało trochę kawiarnię z kultowego serialu „Twin Peaks”. Na środku bar otoczony w większości przez miejscowych traperów i zarośniętych drwali. Skórzane sofy pod oknami, a na ścianach i w wejściu myśliwskie i wędkarskie trofea.

Ostatnim miejscem w Upper Peninsula które chcieliśmy zobaczyć było Tahquamenon Falls. To dwa wodospady znajdujące się w okolicy Lake Superior, większy z nich ma ok. 15 m wysokości. Wodospady znane są głównie z brunatnego koloru wody powstającego w trakcie wypłukiwania bagnistych terenów przez płynąca rzekę. Według przewodników prezentują się najlepiej późną jesienią, ale i pod koniec lata zrobiły na nas znakomite wrażenie. Orzeźwiająca mgiełka unosząca się przy samym wodospadzie dodała nam dodatkowej energii przed kilkugodzinną jazdą powrotną.

Will be back!

Wracając zatrzymaliśmy się na chwilę w Castle Rock znajdującym się przed samym mostem Mackinac. Za symbolicznego dolara można było wejść na szczyt skały, skąd rozpościerał się widok na całą okolicę. Stojąc na górze i podziwiając pokryty lasem północny półwysep już zaczęliśmy za nim tęsknić. Będąc w Polsce myśleliśmy o Michigan, że to mało interesujący stan, w którym niewiele jest do zobaczenia. Stwierdziliśmy, że będzie to dla nas bardziej punkt wypadowy do zwiedzania innych bardziej znanych atrakcji niż miejsce nad którym się skupimy. Po zobaczeniu Detroit i okolic specjalnie zdania nie zmieniliśmy. Odkrycie Upper Peninsula okazało się olbrzymim pozytywnym zaskoczeniem. Mało turystów, dzika przyroda wkoło, malownicze lasy i jeziora i widoki jakich pozazdrościć mogą znane kurorty. Właściwie tutaj można znaleźć wszystko co potrzebne aby dobrze odpocząć i na chwilę zapomnieć o codziennych problemach. W przeciwieństwie do wielu miejsc z naszej listy, które po odwiedzeniu odhaczamy, tutaj będziemy chcieli wrócić ponownie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *