Trick or treat 2021
Dla wszystkich fanów oglądania zdjęć na naszym blogu już na wstępie zaznaczę, że nie będzie to post tego typu. Uczciwie Wam powiem, że działo się tyle, iż nie zdążyliśmy ich zrobić 😀 😀 😀 Drzwi naszego domu się nie zamykały, kot to wykorzystał i postanowił uciec, a w między czasie jeszcze dziecko płakało – no działo się po prostu wszystko i cukierek i psikus. Jednak kiedy cały ruch się uspokoił doszliśmy do wniosku, że mieliśmy okazję poznać Halloween od zupełnie innej strony i chcemy się z Wami podzielić naszymi wrażeniami po trick or treat, dlatego zapraszamy na krótką pogawędkę.
Zmiana perspektywy
W poprzednich latach mieszkaliśmy w apartamentach i szczerze mówiąc w okolicy, ani nie było sporo dzieci, ani „czas korony” nie sprzyjał poznaniu na własnej skórze tradycji zbierania cukierków. Wiedzieliśmy, że ta tradycja jest i dzieci są nią zachwycone, ale osobiście nie mieliśmy okazji uczestniczyć w trick or treat.
W tym roku nasza perspektywa zupełnie się zmieniła. Mieszkamy na rodzinnym osiedlu, gdzie praktycznie w każdym domu są dzieci. Wiedzieliśmy, że tradycja zbierania cukierków ma się tu bardzo dobrze, bo już wcześniej poinformowali nas o tym sąsiedzi, dlatego staraliśmy się przygotować do całej akcji już wcześniej. Jak się jednak okazało, skala treat or trick na naszym osiedlu przeszła granice naszej wyobraźni bo cukierków zabrakło :D.
Ostatnie szlify…
Pogoda była piękna od samego rana. Podczas spaceru nie dało się nie zauważyć, że to już ten dzień. Nasze osiedle zdecydowanie nie było wystrojone jak Tillson Street o którym pisaliśmy tutaj, ale mimo zachowanego umiaru było co oglądać. Domy przystrojone w dynie, pajęczyny oplatające krzaki, tarantule, czarownice i inne kościotrupy. Dekoracje przygotowywane były już od miesiąca, ale ostatni dzień października był ewidentną kropką nad i. Od samego rana dopinane były ostatnie detale. Ludzie krzątali się po podwórkach, montowali finalne ozdoby i podpinali oświetlenie. Dzieci sąsiadów biegały podekscytowane i ciągle tylko słyszeliśmy fragmenty rozmów, gdzie akcentowane było słowo „Halloween”. Na osiedlu wyczuwalne było napięcie, a potem na kilka godzin nastała cisza. W godzinach popołudniowych było tak spokojnie, że popijając kawę zastanawialiśmy czy cokolwiek będzie się tu działo. Patrząc z dzisiejszej perspektywy prawdopodobnie trwały przygotowania w domach.
Gdy tylko zaczęło się ściemniać…
Nagle usłyszeliśmy walenie w drzwi i krzyki:
„Trick or treat! Open the door!”
Naszą pierwszą reakcją był śmiech. Mój mąż szybko skomentował: „chyba się zaczyna”, po czym oboje ruszyliśmy w kierunku drzwi. Jak się okazało naszymi pierwszymi gośćmi była dwójka małych supermenów z wielkimi wiaderkami w kształcie dyń. Radośnie krzyknęli:
„Happy Halloween!”
Poczęstowani cukierkami, szybko podziękowali i ruszyli w kierunku następnego domu. Zamknęliśmy drzwi i stwierdziliśmy, że dzieci to muszą mieć radochę tego dnia, bo to był prawie jak napad :D. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze skończyć naszej wymiany zdań kiedy zadzwonił dzwonek do naszych drzwi. Tym razem była to Anna i Elza wraz z rodzicami w strojach jednorożców, którzy czekali na chodniku. Oni również krzyknęli do nas: „Happy Halloween”.
Rozejrzeliśmy się po ulicy bo zaczęło się ściemniać i trochę się zmieniło na osiedlu. Zapaliły się dyniowe lampiony i przygotowywane wcześniej dekoracje. Chodnikiem spacerowały już grupki dzieci w przebraniach, te młodsze rodzice ciągnęli w wózkach i przyczepkach. Po kilku minutach ruch zrobił się jak na drodze ekspresowej, mimo że nie jechał żaden samochód.
Gości mieliśmy tylu, że prawie nam się drzwi do domu nie zamykały, a cukierki znikały z miski z prędkością światła. Byli piraci, supermeni, wróżki i czarownice. Wszyscy w radosnych nastrojach, z uśmiechniętymi buziami i oczywiście z wiaderkami na cukierki! Widać było, że dzieci mają dobrą zabawę i są to dla nich prawdziwe łowy. Wiaderka i torby przygotowane na cukierki wypełniały się po brzegi. Śmialiśmy się kiedy dzieci zarzucały je na ramię, żeby móc je udźwignąć. Hitem programu było kiedy po kolejnym dzwonku do drzwi, grupka chłopców zapytała czy mogą zrezygnować z cukierków w zamian za butelkę wody. No cóż prawdziwe łowy mogą wywołać uczucie pragnienia 😀 😀 😀
Dzieci odwiedziło nas tyle, że chyba nawet pojawili się goście z innych osiedli. Jedak finalnie pogoda rozgoniła całe towarzystwo. Wieczorem zaczęło padać i chyba na nasze szczęście, bo mimo że cukierków kupiliśmy całą masę to wszystkie zniknęły.
Nowe doświadczenia
Zmiana perspektywy, która pojawiła się u nas w tym roku pozwoliła nam doświadczyć amerykańskich tradycji w inny sposób. Nie mieliśmy pojęcia, że święto to przynosi tyle radości dzieciom, a co za tym idzie również sporo uśmiechów na twarzach rodziców, którzy aktywnie w nim uczestniczą.
Mimo, że to już kolejny nasz rok na amerykańskiej ziemi, Halloween 2021 zdecydowanie był dla nas nowym doświadczeniem. W poprzednich latach uczestniczyliśmy raczej w imprezach „dla dorosłych”. W tym roku byliśmy obserwatorami tego co się dzieje na rodzinnych osiedlach, ale w naszym życiu pojawiło się też sporo zmian i prawdopodobnie dzięki temu Amerykę od teraz będziemy odkrywać inaczej. Kto wie może w przyszłości perspektywa znów nam się zmieni. 🙂
Zobacz też: